Ech, znów być fonlajnową dziewicą, znów odkrywać mapę i rejony obfitujące we wpierdol względnie dobro do zajumania, znów trudzić się z szukaniem wszystkich pięciu questów, znów konstruować kalekie ludki, którymi za sukces można uznać zabicie brahmina bez wykrwawiania się, znów pracowite gromadzenie pierwszych własnoręcznie zmajstrowanych skórzanych kurtek i strzelb. To była jedna z lepszych rzeczy związanych z fonlajnieniem, jakie wspominam.
No ale nie ma tak dobrze, świat gry poznany, ściągnięty najnowszy kalkulator postaci, rozpoznane mapy encounterów, expienie na centkach żeby szybciej było, dywany sprzętu, kilka baz, jakieś samochody, vertibirdy nawet. To już nie to samo.